piątek, 6 marca 2015

BLW - uwierz w swoje dziecko :)

W metodzie BLW ważne jest pozwolenie dziecku na samodzielność.
Dziś o tym, jak można pomóc małemu odkrywcy w poznawaniu jedzenia. A raczej - jak wprowadzanie stałych posiłków przebiegało u nas. 

Tak, jak pisałam tu: Franek usiadł samodzielnie w wieku 7 miesięcy. Miał już wtedy dwa zęby, ale zapewniam, że ich obecność nie jest dziecku do jedzenia niezbędna (wie to każda mama, którą udziabał bezzębny malec). Z radością zaczęliśmy mu serwować pierwsze posiłki. O tym, co nam w tym pomogło, przeczytacie tutaj

Początkowo dostawał obiad. Mniej więcej po miesiącu oswajania zaczął jeść z nami obiadokolacje (jedyny posiłek, który dajemy radę spożywać całą rodziną w ciągu tygodnia). Po jakimś czasie wprowadziłam śniadania, drugie śniadania i podwieczorki. W wieku 12 miesięcy otrzymywał już pięć posiłków dziennie o mniej więcej stałych godzinach. Grunt to dobre nawyki żywieniowe od małego. 

A propos dobrych nawyków żywieniowych. Propagatorzy metody BLW zapewniają, że jej stosowanie pomoże kształtować chęć do zdrowego jedzenia.

Kluczem są następujące rzeczy: wspólne jedzenie posiłków (socjalizacja dziecka), odejście od łyżeczki i słoiczków na rzecz przygotowanych przez rodzica produktów, niewmuszanie w dziecko jedzenia (żadnych samolocików i szantaży emocjonalnych pod tytułem "za mamusię, za tatusia").

Przy dziecku jest tyle obowiązków, że niejednokrotnie słyszę "śniadanie zjadłam dopiero w południe, jak dziecko poszło spać". Wyobrażam sobie, że gdybym karmiła moje dziecko, to u mnie mogłoby być podobnie. No właśnie. Gdybym karmiła. Na szczęście moje dziecko samo się karmi. Ja tylko szykuję mu jedzenie. I w ten oto przemiły sposób upływają nam poranki - na wspólnym jedzeniu śniadania :) Czyż to nie kusząca perspektywa? 

Kolejna rzecz to słoiczki. Wmówiono nam, że bez nich ani rusz. Pomijam już kwestię cen, które zwalają z nóg. Za te same (lub nawet mniejsze) pieniądze wolę kupować ekologiczną żywność i sama przygotowywać posiłki. Co więcej, posiłki dzieci i dorosłych nie muszą się od siebie różnić. Jeśli przygotuję zdrowy obiad dla całej rodziny, to po pierwsze mniej się narobię (nie wyobrażam sobie gotować osobnych obiadków dla każdego członka rodziny), a po drugie, dbając o zdrowie najmłodszej latorośli, zadbam też o zdrowie moje i męża. Nie będę teraz rozwijać tego tematu, bo post byłby baaardzo długi. O tym, co konkretnie jemy i do czego ta zdrowa kuchnia się sprowadza - niebawem. 

Dziecko ma ogromny potencjał i dobrze jest pozwolić mu go rozwinąć. Pamiętam, jak Franek pierwszy raz dostał banana. Wcześniej dostawał twardsze rzeczy, więc chwycił go odruchowo bardzo mocno i... rozgniótł tak, że nie było już co zbierać. Następnego dnia podszedł do sprawy już ostrożniej, ale wciąż niewystarczająco delikatnie. Za trzecim bądź czwartym razem poradził z nim sobie doskonale. Dla mnie to fascynujące, jak dziecko uczy się, eksperymentując. Miał wtedy 8,5 miesiąca. 

W metodzie BLW bardzo ważne jest to, żeby uwierzyć, że moje dziecko potrafi. Że jest naprawdę - na miarę swego wieku - samodzielne. Rodzice często podają dzieciom papki - bo tak robili ich rodzice i dziadkowie. Nie wyobrażają sobie, że ich dziecko mogłoby sobie poradzić z kawałkiem ogórka, mięsa albo dyni. Tymczasem zbyt długie podawanie jedzenia o rozmemłanej konsystencji może zaburzyć rozwój malucha od strony logopedycznej. Im wcześniej dziecko będzie poznawało różne faktury, tym lepiej. Ortodoksyjni wyznawcy BLW twierdzą, że nie powinno się w ogóle podawać papek. Ja wychodzę z założenia, że Arystotelesowski złoty środek to dobry pomysł i często daję Franiowi zupy kremy, które zresztą wszyscy ze smakiem zjadamy. Podaję mu je łyżeczką, ale czekam na jego inicjatywę - czy na pewno ma na to ochotę. Żadnego wpychania do buzi! Na co dzień podstawą posiłków są normalne (czyli niezmiksowane) produkty - kawałki jabłka, kromka chleba, jajko na twardo, etc. 

Cudownie jest patrzeć, jak moje dziecko je z apetytem. Do niczego nieprzymuszane. Oczywiście, zdarzają się kryzysy. Kiedy miał trzydniówkę nagle musiałam potroić produkcję mleka, bo inne jedzenie poszło w odstawkę. Przy ząbkowaniu też miewa ciężkie dni. Co wtedy robię? Nic. Dbam tylko o to, żeby się nie odwodnił. Nic się dziecku nie stanie, jak raz czy drugi nie zje obiadu. Moim zdaniem, najgorsze, co może być to wmuszanie (jak tu się potem cieszyć z jedzenia?) albo dawanie przekąsek między stałymi godzinami posiłków. Jak powiedział pewien mądry lekarz: proszę pani, żadne dziecko samo z siebie z głodu nie umrze. 
No właśnie. 


Kolejne wpisy o BLW w przyszłym tygodniu. W weekend robię wolne od blogowania. W końcu to ten czas, gdy możemy ucztować w trójkę! 
Do przeczytania w poniedziałek!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz