niedziela, 28 czerwca 2015

Moich 10 sposobów na radosne macierzyństwo

Czytam te internety i co jakiś czas trafiam na wpisy o tym, jak ciężko jest być matką. Ba! Rozmawiam z koleżankami i wnioski z tych rozmów podobne. Oczywiście - każdy rodzic jest inny. Każde dziecko jest inne. A przede wszystkim każda relacja rodzic-dziecko jest inna. Dlatego mój tekst nie ma być w założeniu zbiorem rad, jak być zadowolonym z siebie rodzicem. To po prostu lista rzeczy (czy może raczej postaw), które pomagają mi w byciu matką. Tak, tak. Bo jestem naprawdę zadowolona z bycia mamą :)


1. Brak przywiązania do nadmiernego porządku w domu

Nie pochwalam syfu. Zresztą, źle się w nim czuję. Ale naprawdę pewien zdrowy dystans emocjonalny do bałaganu jest po prostu niezbędny, kiedy w domu mieszka mały człowiek. Polecam. Zarówno dystans, jak i małego człowieka. 


2. Żelazko? A co to takiego? 

Jako osoba na wskroś leniwa i nieznosząca marnowania czasu na sprawy, których nienawidzę, już dawno stwierdziłam, że prasowanie jest czynnością pozbawioną (zasadniczo) sensu. Nie dość, że nigdy nie zdarzyło mi się wyprasować czegokolwiek idealnie, to średnio 5 minut po założeniu ubrania, trudno było stwierdzić, czy było ono wyprasowane, czy nie. Uznałam więc, że nie warto się męczyć dla pięciominutowego efektu doskonałej bluzki. Od lat stosuję zasadę odpowiedniego wieszania mokrych ubrań, dzięki czemu żelazka używam tylko w stosunku do baaardzo wymagających ubrań. 
Jak można się domyślić, nie prasuję też ubranek niemowlęcych. To znaczy wyprasowałam je raz. Wyprawkę szpitalną, kiedy pierworodny tkwił jeszcze w brzuchu. Potem nie miałam już na to ani czasu, ani ochoty. 
Wiem, że niektórzy potępiają w czambuł matki nieprasujące. Takie osoby zapewne cierpią na nadmiar wolnego czasu, więc zapraszam je do mnie. Jeśli chcecie się wyżyć, to mój mąż ma całe mnóstwo koszul. Nie pogardzimy Waszą pomocą. 


3. Czyste ubranka? Mission impossible 

Znacie ten dowcip? 
Przy pierwszym dziecku matka przebierała je, widząc nawet najmniejszą plamkę. 
Przy drugim - dopiero kiedy plam było zbyt wiele, żeby dostrzec oryginalny wzór na ubraniu. 
Przy trzecim - kiedy mieli przyjść goście. 

Może nie jestem aż tak dalece wyluzowana, ale bliska jest mi idea niemęczenie siebie ani dziecka przebieraniem z powodu byle plamki.


4. Zasada decorum, czyli zachowania odpowiedniej proporcji zabawek do przestrzeni

Klucz do ogarnięcia chaosu to dobre rozplanowanie przestrzeni. Ja trzymam się kilku prostych zasad. Są dwie półki na książki Frankowe. Jest jedna półka na książki o tematyce dzieciowej. Są dwie półki na pieluszki. Mam zakodowany układ tych półek, więc w nocy, o północy (jak mawiał mój pan od WOS-u), mogę nawet po ciemku odłożyć rzeczy na właściwe miejsce. 
System pudełek też ułatwia życie. Pudełko na zabawki w dużym pokoju, pudełko na zabawki nieużywane, pudełko na przybory plastyczne...
I wreszcie rzecz najważniejsze: Franek ma sporo zabawek, ale nie wszystkie są w zasięgu jego ręki. Część leży na półkach, a część jest na ziemi. Jeśli Franek chce którąś z "górnych" zabawek (a staje się coraz bardziej decyzyjnym chłopcem), to po prostu odkładamy jedną z tych zabawek, która mu się już znudziła, i dopiero wtedy sięgamy po nową. Robota z tym żadna, a chaos dzięki temu - okiełznany. 


5. Zabawki, które wydają dźwięki, to złe zabawki

Bardzo cenię naszą rodzinę za to, że szanują nasze decyzje związane z rodzicielstwem. Na przykład pytają, jaki prezent kupić Franciszkowi. Uchroniło nas to przed zalewem "zabawek made in China". Grające ustrojstwa nie są przez nas tolerowane z kilku przyczyn: 
a) są brzydkie, 
b) 90% wydaje kakofoniczne dźwięki,  
c) w większości nagrane wypowiedzi mają jakieś wyjechane w kosmos sposoby akcentowania (kiepski pomysł w przypadku dziecka, które dopiero uczy się mówić), 
d) doprowadzają rodziców do szewskiej pasji. 
Dlatego właśnie zabawki grające możemy policzyć na palcach jednej ręki.
I bardzo nam z tym dobrze.


6. Nie chcesz, to nie 

Nie uszczęśliwiajmy się na siłę. Dziecko jest rozmarudzone? Może lepiej odpuścić dziś sobie zakupy i zamówić je przez Internet? W kwestii jedzenia stosowana przez nas metoda BLW jest źródłem luzu i chilloutu. Żyć, nie umierać. Staram się regularnie z Frankiem rysować, ale naprawdę świat się nie zawali, jeśli sobie to odpuścimy, bo któreś z nas nie ma na to zwyczajnie ochoty. 
Innymi słowy - luz, blues i palemki. 


7. Mój mąż to także ojciec mojego dziecka 

Nasza ulubiona sąsiadka ilekroć widzi mnie wychodzącą samą z domu, pyta: 
-A gdzie Franciszek? 
-W domu, z tatą - odpowiadam zgodnie z prawdą. 
-Z tatą? Sam? - niezmiennie, od wielu miesięcy sąsiadka przeżywa szok. 

Ja rozumiem, że Michał młodego piersią nie nakarmi, ale naprawdę - całą resztę ogarnie. Zresztą nie chodzi tylko o to, żebym ja gdzieś wyszła spokojna o to, że potrzeby Franka zostaną zaspokojone. Lubię czasem wyjść z domu i zostawić moich facetów, bo jest to świetna okazja do budowania relacji ojciec-syn. Trąbimy wszem, wobec o kryzysie ojcostwa, a czy dajemy okazję naszym mężom, żeby tę relację rozwijali? Naprawdę, warto zaufać w tej sprawie. Dla dobra całej rodziny. 


8. Mój mąż to przede wszystkim mój mąż 

Relacje małżonków po pojawieniu się na świecie potomka to temat rzeka. Chciałabym go jakoś kiedyś rozwinąć, więc teraz tylko zasygnalizuję kilka spraw. Przede wszystkim mój mąż jest moim mężem. A ja jego żoną. Dlatego trzeba czasem się spiąć, poprosić o pomoc babcię/teściową/koleżankę/siostrę/szwagra i ruszyć w świat jak za dawnych czasów. My praktykujemy randki małżeńskie i zachęcam do tego wszystkich rodziców. Dajcie sobie czas (raz na miesiąc, a jak możecie, to nawet częściej) na wspólne wyjście tylko we dwoje. I naprawdę - spróbujcie znaleźć inne tematy do rozmowy niż dzieci, dzieci i jeszcze raz dzieci. 


9. Jak miło jest popracować (zawodowo)! 

Nie jestem na etacie, ale korzystam z uroków wolnego zawodu i od czasu do czasu pracuję nad jakimś zleceniem. Płynie z tego wiele korzyści, z finansową na czele (naprawdę dobrze jest mieć własne pieniądze). Najważniejsze jest jednak to, że nie wypada się z rynku, rozwija się swoje kompetencje zawodowe i można się (pozytywnie) zmęczyć. Jak się człowiek napoci nad korektą, to potem z przyjemnością odpocznie, budując wieże z klocków ("Klocki robią łubu-du"). 


10. Małe przyjemności <3 

Kawa z koleżanką. Pyszne lody. Ekstra obiad. Dobra książka. Świetny film. Wciągający serial. Nowa bluzka. COKOLWIEK. Róbcie, drogie Matki, coś dla siebie. Bo zwariujecie. Z pustego i Salomon nie naleje - znacie to? Nie możecie wciąż z siebie dawać. Czasem trzeba zrobić coś dla siebie. Naładować akumulatory. Naprawdę, proszę, zadbajcie o siebie.